Myślę, że życie bywa i straszne, i cudowne jednocześnie. Wiem, że to nie jest odkrywcze, ale tak właśnie uważam. Zresztą prawda nie musi być odkrywcza. Wiecie, że się udało? Że zbiorowa kocio-ludzka pomoc uratowała życia siedemnastu kotom?! Było strasznie, jest cudownie. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!!
A teraz wszyscy zasłużyli na trochę rozrywki. Na pewno już słyszeliście, że w samym środku ludzkiego miasta, w tej najstarszej części, ludzie co roku urządzają sobie taką głośną i błyskającą imprezę z okazji zbliżających się świąt. (Jeśli ktoś mi w tym momencie powie, że koty, a zwłaszcza ja, niedowidząca Emma, guzik wiedzą o tym, co się gdzieś dzieje, to sami mało wiedzą!). I tam wtedy są takie domki, co wyglądają jak te kocie ze styropianu i drewna, ale są wielkie oczywiście, a w środku domków są: człowiek, świecące gadżety, które można gryźć, wisiorki, które można turlać, słomki, które można chwytać, koraliki, które można ganiać, torby, do których można się schować, poduszki, na których można leżeć, figurki, które można rozbijać, miseczki, z których można jeść… (Chwila, a po co jest ten człowiek, o którym powiedziałam na początku – co z nim można zrobić?). No ale – i tam, w miejscu, które jest skrzyżowaniem ludzkiej ulicy Prostej i Stare Miasto, po arkadami, stoją Ludzie, którzy, jak wiecie, opiekują się kotami. Nasi Ludzie. I mają cudne przedmioty, które można kupić – takie kocie i bardziej ludzkie. Dla każdego coś. I co najważniejsze – wszystko, co otrzymają za te przedmioty, będzie przeznaczone na nas – olsztyńskie koty! Zajdźcie tam koniecznie - stoją tam aż do niedzieli włącznie - i kupcie coś! Są torby do chowania, portfele do grzebania, bombki do zbijania, zakładki do…